niedziela, 3 lutego 2013

3.



Nie tracąc czasu, Mirii wybiegła na drogę prowadzącą do jej domu. Stanęła pośrodku niej, popatrzyła w lewo, w prawo, sprawdzała czy nikogo nie ma na drodze. Schowała się za obszernym świerkiem, który zakrył ją całkowicie. Tam skupiła się mocno na skrzydłach, które chciała zmaterializować. „” myślała…
                Po kilku sekundach poczuła ciężar na plecach. Wreszcie, pomyślała. Jeszcze raz spojrzała na ulice aby upewnić się, że nikogo tam nie ma. Przebiegła przez szosę, popędziła na drugą stronę zarośli, gdzie miała się znajdować przepaść. Gdy już ją ujrzała przyśpieszyła tempo. Na samym krańcu rozłożyła swoje skrzydła i skoczyła.
                Leciała do domu. Jej czarne skrzydła, wraz z wiatrem, przynosiły chłód. Kiedy tak latała wokół niej rozciągał się piękny widok.  Z jednej strony góra, która kończyła się przepaścią, zarośnięta przez tymczasowe gołe drzewa liściaste i ciemnozielone iglaste. Na dole fale morza szeleściły swoimi „liściami” obijającymi się skały. Dalej, na południe, rozciągało się niespokojne morze.  Większość terenu obsypana była białym puchem, a la igloo.
                Jej dom stał między drzewami, jakieś 500 metrów od urwiska. Zniżyła się do takiego poziomu, aby nikt ją nie zauważył, zaczęła się powoli zatrzymywać.  Rozłożyła skrzydła i stanęła na nogach. Zamknęła oczy, „usunęła” skrzydła.  Resztę drogi przebiegła. W domu zastała tylko Chrisite.
- Cześć Mirrs – dziewczyna uśmiechnęła się do siostry – Gdzie się śpieszysz?
                Rozkojarzona Mirii spojrzała szybko na siostrę.
- Christie,  ja…
                Nagle do głowy wpadł jej pomysł. Niedobry, ale no cóż, była Czarnym Aniołem.  Wyciągnęła swoją rękę i  położyła ją na policzku swojej siostry.
                - Dziś wyjeżdżam z Annabeth do Albanii aby zrobić projekt na biologię – mówiła spokojnie i wyraźnie – Wrócę za 2 tygodnie.  Rodzice o wszystkim wiedzą. Nie martw się – wpajała jej do mózgu.
                Ona na to uśmiechnęła się do niej i spojrzała na nią i zbledła jej mina.
- Ty się jeszcze nie spakowałaś?! Spóźnisz się na samolot!
                Mirii uśmiechnęła się pod nosem. Co jak co, hipnotyzować dobrze potrafi.  Szybo popędziła do swojego pokoju, wyciągnęła torbę, włożyła bieliznę, bluzę, bluzkę spodnie, jakieś trampki i kilka innych niezbędnych rzeczy. Nie wiadomo co będzie jeszcze potrzebowała. Podeszła do szafki nad biurkiem, otworzyła ją, odsunęła wszystkie książki, odsunęła sztuczną ścianę, gdzie znajdował się jej schowek.  Stamtąd wyciągnęła czarne pudełko i czarny haftowany woreczek oraz zaoszczędzone pieniądze. Wszystko ułożyła starannie w torbie, po czym wybiegła z pokoju do kuchni. Tam zastała Christie szykującą jej kanapki.
-Masz, na pewno będziecie głodne i tu jest jeszcze woda. – Podała jej wszystko z uśmiechem.
                Mirii popatrzyła na nią, wzięła kanapki i wodę i przytuliła siostrę.
- Mój skarbie, trzymaj się – Odsunęła się – Dziękuję za wszystko. Cześć  - Uśmiechnęła się i wyszła, słysząc jeszcze głośne „Pa! Będę tęsknić!”.
                Wszystko spakowała do torby i zaczęła biec w kierunek urwiska. Teraz już swobodniej zmaterializowała skrzydła i wyskoczyła. Po chwili już była przy urwisku Annabeth. Ona już na nią czekała, spakowana w szarawą torbę.
- To co robimy – Usłyszała przy lądowaniu.
- Możemy lecieć, ale to będzie okropnie wolne – Zamyśliła się. – Musimy się dostać do Londynu. Skąd jest to jakaś godzina lotu. Ale nie mamy tyle czasu, w ciągu tej godziny mogą niewiadomo co zrobić z Mayą. – Spojrzała na przyjaciółkę.
- Autobusem będą dwie godziny. Teleport nie wchodzi w grę, nie mamy uprawnienia.
                Czarnej zabłysnęły oczy.
- A tam, walić uprawnienia czy nie. Robiliśmy to miliony razy w poprzednich życiach to i teraz to zrobimy. Siadaj i nie gadaj!  - Mirii usiadła po turecku, złapała torbę za ramie, zamknęła oczy i po chwili je otworzyła.
-Siadaj, nie mamy czasu!
                Biała z niechęcią usiadła tak jak Mirii i się zapytała:
- Zamknięta toaleta w King`s Cross?
                Tamta pokiwała głową i zaczęła się skupiać. Złapała Ann za rękę i po chwili ich nie było.

3 komentarze:

  1. spoko nie czytałam ale może zacznę czytać, chcę ciebie podnieść na duchu :3

    ja tu jestem :*

    OdpowiedzUsuń
  2. 32 yrs old Help Desk Operator Werner Portch, hailing from Quesnel enjoys watching movies like "World of Apu, The (Apur Sansar)" and Rock climbing. Took a trip to Monarch Butterfly Biosphere Reserve and drives a Land Cruiser. podstawy

    OdpowiedzUsuń